Dawno tego nie było. Trzynaście lat temu urodził się Junior i świat zwolnił. Kowalska Mamuśka odczmuchała się z poporodowej traumy i Junior zaczął przesypiać noce. I wtedy nastąpiło to dziwne zjawisko, jakim jest posiadanie wystarczającej ilości czasu, a nawet w niektórych momentach, jego nadmiaru! Szok!
I po trzynastu latach bieganiny nagle, z powodu długiego zwolnienia lekarskiego mamy powtórkę! Jupi!
Guzik tam jupi. Jakby się wpadło w jakąś pętle czasową. Poranek. Wstajesz, pijesz kawę, Dzieciom w wielkiej wyprawie do szkoły pomagasz ;). Poranne ablucje, grzebanie w kompie, gotowanie, w międzyczasie jakiś film, dzieci wracają, blablabla, koniec dnia.
O, no jasne, że mogłaby Kowalska spędzać dzień bardziej aktywnie – mogłaby, gdyby po prostu mogła. Tego nie wolno, tego nie da rady, na to jeszcze za wcześnie.
Nuuuuda – jednym zdaniem.
I tak codziennie aż do weekendu, a w weekend jeszcze gorzej, bo wstawać nie trzeba.
Żart. Kowalska byłaby idiotką, gdyby nie doceniła czasu rekonwalescencji po ostatnim roku, kiedy nie wyrabiała się na zakrętach od nadmiaru obowiązków i kiedy po prostu się zarżnęła.
Jest bosko. Można się wyspać, można wyjść coś załatwić spokojnie, można zająć się dziećmi fizycznie i emocjonalnie, można czytać coś innego niż branżowe pisma, można oglądać filmy do czwartej nad ranem, bo rano można po prostu dospać, gdy dzieci pójdą. Tak, można zazdrościć. W planie jeszcze jakieś wielkie puzzle do ułożenia, bo bardzo, bardzo dawno Kowalska nie miała na to czasu, a wręcz uwielbia. Można po prostu docenić, że się żyje.
Niemniej, dziwne zjawisko. Patrzysz na zegarek tylko orientacyjnie, nie po to, żeby sprawdzić jak bardzo musisz zagęszczać ruchy. Godne polecenia :)!