No i kolejna kłoda. Ot, taka przeszkoda na drodze do odzyskania pełnej sprawności. A tam, pełnej. Częściowej chociaż.
Prezent pod choinkę? Kowalska chciałaby obudzić się bez bólu, tudzież innych niedogodności.
Ale chwilowo nic z tego.
Rano wstała Kowalska ze sztywnym karkiem. Posnuła się trochę po domu i do karku dołączyły się barki, potem łokcie, kolana…. I gorączka. Nie, no ekstra. I tak z powodu ciągłego bólu w klatce jest mocno ograniczona, a tu jeszcze to. To. Czymkolwiek to jest.
Dobra, jakoś a radę. Odpocznie, pośpi, będzie dobrze.
No i jakoś cztery dni później nadal się nie polepszyło.
Gdyby nie fakt, że od operacji minęło stosunkowo mało czasu, nie byłoby zagadnienia. Ale w tej sytuacji, skoro nie wiadomo o co chodzi – szpital.
Witamy serdecznie. Proszę się wygodnie ułożyć. Na łóżku. Na korytarzu 🙂
No to siadła sobie Kowalska na tymże łóżku i rozgląda się bezradnie.
Zimno. Szpital musi oszczędzać, więc na korytarzu grzejniki zakręcone. W salach kaloryfery grzeją na maksa, ale z okien piź wieje. I taki paradoks. Wystarczyłoby wyregulować niektóre okna, użyć silikonu tu i tam, a gdzie indziej pianki. Niektóre spokojnie można “zaklajstrować” na głucho, bo i tak są myte od zewnątrz, albo i wcale. I od razu zwiększyłyby się oszczędności. Ale nie. Szpital nie może tak po prostu zatrudnić ekipy, która zrobi z tym porządek. Naprawdę nie może.
Pojawił się na chwilę duch w białym kitlu: “Będę pani prowadzącym” i rozpłynął się.
No zapowiada się ciekawie.
Po czterech godzinach na korytarzu, z gorączką, w końcu przetransportowana została Kowalska do nieco cieplejszej sali.
I się zaczęło. Miło chociaż, że współlokatorka w zbliżonym wieku.