O ogrzewaniu będzie.
W nowo-starym domu był sobie piec. Gazowy. Stary. Tak stary, że zaprzestano jego produkcji już lata temu. Poprzedni właściciel był sprytny i co by nie palić, skoro nie mieszka, zalał całe centralne olejem. I Kowalscy musieli ten olej zlać z kaloryferów i rur. I przyszedł Pan Gazownik z Panem Spawaczem, wprawiając Kowalską w świetny humor, bo Pan Spawacz, przypominający wyglądem brodatego drwala, zwracał się do rzeczonej “Królowo”. “Dobrze, Królowo, Tak jest, Królowo. Przepraszam Królowo. Do widzenia, Królowo”. No super.
I Pan Gazownik z Panem Spawaczem mieli bojowe zadanie uruchomić tenże stary piec. Chodzili, chrząkali, coś rozbierali, coś spawali, coś wykuwali, w końcu doszli do pieca. Grawitacja działała przez te lata, więc olej z rur przedostał się też do pieca. Wymienić zawory trzeba było, bez palnika ani rusz. Panowie spuścili 8 litrów oleju z pieca. I jako doświadczeni działacze w tej dziedzinie natychmiast przystąpili do pracy. I spieszno im było bardzo, bo zaledwie olej z pieca wynieśli, natychmiast odpalili palnik acetylenowy przy tymże piecu.
I Kowalska akurat stała piętro wyżej na drabinie. A Kowalski ze specjalistami dogadywał szczegóły. I gdy palnik został odpalony rozległ się głośny wybuch. I Kowalska omal wdową nie została, bo wybuch spowodowały opary z pieca. Na szczęście skończyło się na osmaleniu ściany w kotłowni i zarostu Pana Spawacza. Kowalscy przeżyli i reszta też. Więcej wybuchów nie było. Piec okazał się dziurawy i do wymiany na cito. A Kowalska dostała głupawki, bo nowy piec to tylko kolejny drobny wydatek przecież…
Jako, że na nowy piec (do istniejącej instalacji pasujący i również wycofany z produkcji) trzeba było poczekać, a temperatura na zewnątrz spadała niemiłosiernie a zatem i wewnątrz też, a Kowalska zmarźluch, chciała coś jednak w międzyczasie robić w tym domu, postanowiła napalić w kominku, który do tego typu budownictwa pasuje jak kwiatek do kożucha, ale wzbudza zachwyt wszelkich “fachowców” przewijających się przez nowy-stary dom. Kominiarz był, protokół zostawił, że wszystko ok. Można próbować. Osobiście Kowalska w życiu, never, ever, nie zdecydowałaby się na tego typu kominek, ale jest na stanie. Snobistyczny kominek z ogniem otwartym. Wow, i wow i w ogóle. Rozpaliło się. Kopci do środka a ogień ucieka do komina… Wszystko na odwrót. WTF??? Otworzyła Kowalska okna i drzwi, bo aż dech zapierało i poczekała cierpliwie aż ogień wygaśnie i przestanie chałupę zasmradzać. I co się okazuje? Że kominek taki powinien być odpalany codziennie, żeby komin nie wystygł i wtedy będzie jak trzeba, ciepło leci do wewnątrz a dym ulatuje kominem. Iiiii. I!? I kominek jest niedokończony! Nie zawiera czegoś co daje możliwość wyboru, czy akurat grzejesz i chcesz, żeby dym sobie uciekał, czy chcesz zrobić sobie wolne i odciąć odsysanie ciepła dziurą kominową z domu. Nie zawiera! A zatem jeśli nie palisz w kominku, ciepełko z Twojego domu ucieka kominem! Zadzwoniła Kowalska do Pana od Kominków, co by przyszedł i sprawę zbadał. Przyszedł, zbadał, potwierdził, nie zawiera istotnego elementu. Za wstawienie tejże części, jakaś kolosalna kwota przekraczająca zdrowy rozum, bo trzeba rozebrać kominek, wstawić to coś i złożyć znów. Marmurowy kominek. Za wstawienie wkładu kominka zamkniętego do otwartego, przyzwoita cena. Obrobić to jakoś, czymś przykryć, uzupełnić? Ale nie, obrobienie tego, żeby jakoś wyglądało nie wchodzi w skład usługi. No dobra, brzydkie teraz to to, ale chociaż ciepła z domu już nie wyciąga.
Nowy piec. Dwa tygodnie oczekiwania. Po dwóch tygodniach, “Halo, ale jak to obsuwa?” Wichury były, fabryka stanęła na kilka dni.
Zastrzelić? Kogoś? Siebie? Pogodę?